Razem
z przyjaciółką prowadzę we Wrocławiu małe studio jogi, Mandala. I
właśnie tam, w dużym pudełku metalowym, takim babcinym, z obrazkami,
leżą ciasteczka, od poniedziałku do czwartku. Czasami tylko do środy, a w
czwartek jest w pudełku cichutka nadzieja, że poniedziałek przyniesie
kolejną dostawę. Świetnie nadają się do herbaty, po jodze, kiedy można
usiąść na kanapie i chwilę porozmawiać. I chociaż każdy obiecuje, że zje
tylko jedno, jeszcze takiego bohatera nie spotkałam.
Lista zakupów:
( 1 )
200 g masła (wyjętego wcześniej z lodówki)
1 szklanka cukru
całe opakowanie cukru wanilinowego
2 jajka
( 2 )
1.5 szklanki mąki
1.5 łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki soli
( 3 )
2 szklanki płatków owsianych (mogą być górskie)
1.5 szklanki wiórków kokosowych
opcjonalnie rodzynki, orzechy, czekolada, suszone śliwki, żurawina
Mieszamy ze sobą pierwszą grupę składników, dokładnie ubijamy. Łączymy
ze sobą suche składniki z drugiej grupy i wsypujemy do miski z gęstą
masą. Kiedy porządnie wymieszają się ze sobą, wsypujemy grupę trzecią. Wszystko pięknie gęstnieje i przychodzi czas na formowanie małych kulek,
które spłaszczamy i kładziemy na wyłożonej papierem blasze. Pieczemy 15
minut w temperaturze 180 stopni. Pięknie pachną, więc nic dziwnego, że
próbujemy je nadgryzać, kiedy jeszcze parzą.
Atena
Rzeczywiście pięknie pachną :-)
OdpowiedzUsuń