Chwilę nas nie było, naładowałyśmy baterie południowym
słońcem, przesiąkłyśmy morską solą, zebrałyśmy garść miejscowych przepisów, a
bagażnikiem wyładowanym oliwą, winem, pomarańczami i okrą wywołałyśmy grymas zdziwienia
na twarzy celników (ta podniesiona węgierska brewka...).
Oliwa została w pierwszej kolejności spożytkowana do
wypieku włoskiego chleba, co zaowocowało miłym upominkiem od Organizatorów. O sałatkach, zapiekanych krewetkach i bakłażanach za chwilę.
Ogarniamy nabytki i z zapałem wracamy do kuchni.