Tym wpisem chciałabym rozpocząć projekt
Śniadań mistrzów. Dla nas śniadanie to naprawdę najważniejszy posiłek w ciągu
dnia. W tygodniu obiad się nierzadko nie zdarza. Kolacja późno po pracy straszy
wyrzutami sumienia. Dlatego śniadanie to często jedyny wspólny posiłek i mam
ambicje, żeby był, jeśli nie mistrzowski, przynajmniej smaczny, sycący i
zdrowy. Jeśli do tego jest łatwy w przygotowaniu – dodatkowy plus i pół godziny
dłuższy sen. Inna sprawa, że czasu na poranne fotografowanie jest zwykle bardzo
mało, a i światło nie służy. Fotograficznie nadrabiam w weekendy. Niedzielne
śniadania są najpełniejsze, kiedy możemy zaprosić Zaprzyjaźnionych albo
pakujemy bułki i butelki z sokiem w koszyk, i się do Zaprzyjaźnionych wpraszamy.
Ostatnio na śniadaniach króluje (cesarzy?) Kaiserschmarrn.
Kaiserschmarrn, czyli tyrolski omlet, czy też, jak
pieszczotliwie o nim mówimy w domu, Kaiserschmetterling
(cesarski motylek), to przywieziony z Tyrolu pomysł na śniadanie, który
rozgościł się w naszej kuchni na dobre. Szybki w przygotowaniu, sycący i
pyszny, razem ze spodeczkiem domowej konfitury i kubkiem kawy gwarantuje udany
dzień.
Jak
zwykle w przypadku potraw regionalnych, przepisów na Kaiserschmarrn jest chyba tyle, ile gospodyń domowych w Tyrolu. Z
każdym kolejnym przeczytamy przepisem głupiałam: dodawać tego cukru i
karmelizować, czy nie dodawać, bo się przypali; dzielić na patelni, czy na
talerzu; przed odwróceniem posypać wiórkami masła, czy dobie darować; dolewać
rumu, malagi, czy odpuścić alkohole? W końcu przetrwały tylko te składniki i
czynności, które są konieczne, żeby zapewnić żółtą
puszystość ciasta. Kiedy pięć par oczu śledzi każdy twój ruch, nie ma czasu na
zbędne wygibasy.
Lista zakupów (porcja dla trojga):
3
jajka
odrobina
soli
szczypta
cukru
200
ml mleka
70
– 90 g mąki pszennej
2
łyżki masła
dodatki
np: konfitura, dżem, cukier puder, chocolate chips, orzeszki.....
W jednej misce ubijamy białka - im będą sztywniejsze, tym bardziej puszysty będzie omlet). W drugiej - żółtka z mlekiem,
cukrem i solą, do wymieszania składników. Do miski z żółtkami dodajemy tyle
mąki, żeby zagęścić masę do konsystencji gęstego ciasta na naleśniki (ok 70 -
90g).
Na dużej patelni na średnim ogniu
rozgrzewamy 2 łyżki masła. Rozprowadzamy je równomiernie, również ściankach
patelni. Delikatnie mieszamy ze sobą
zawartość obu misek i wylewamy na patelnię. Smażymy aż spód się zezłoci i
dzielimy szpatułą na 4 części (na krzyż), które odwracamy i smażymy przez kilkanaście
sekund z drugiej strony. Teraz każdą część dzielmy (też szpatułą, ewentualnie
widelcem) na kilka małych kawałków i smażymy, mieszając i odwracając, jeszcze
przez ok. dwie minuty.
Taką wersję bazową możemy wzbogacić,
dodając do ciasta kawałki pokruszonej czekolady, rodzynki albo orzeszki. U nas
aktualnie królują chocolate chips (kiedy
omlet podsmaża się z pierwszej strony, posypujemy go czekoladą i każdą
czekoladową kropelkę wciskamy łyżeczką w głąb omletu, żeby się nie przypaliły
po odwróceniu). Na talerzach posypujemy cukrem pudrem, polewamy syropem
pomarańczowym albo ozdabiamy łyżeczką konfitury.
A w najbliższą niedzielę śniadanie będzie plenerowe - do zobaczenia na Piotrkowskiej.
Katarzyna