O nas

Blender - Katarzyna

Mieszkam we Wrocławiu, zwykle oglądam go z wysokości 10 albo 11 piętra (praca – dom, dom – praca). Kiedy już zejdę do poziomu gruntu, zalegam w kawiarniach albo w ogrodzie Ateny, spaceruję po starych ulicach, łapię światło - światło we Wrocławiu jest szczególne, wiekowe. Lubię gotować dania z ładnie wydanych książek kucharskich, zmieniać i poprawiać przepisy (nie znam potrawy, do której nie pasowałby cayenne i wszystko da się zmierzyć na oko).  Jeszcze bardziej lubię je fotografować. Najlepiej - z Neurotycznym Kotem w tle.

Chwilami miewam bunta, że w tym duecie to ja powinnam być Blendą – blendę dzierżę zdecydowanie częściej. Wygrał jednak argument większego rozmiaru stanika, który właściwie nie ma nic wspólnego z blendą, ale jakoś ten argument wygrywa z założenia. Do tego musiałam przyznać, że blenda nawet nie jest moja tylko pożyczona od sąsiada.

Blenda – Atena

Dla odmiany, widuję Wrocław głównie z parteru, a od rozpadających się kamienic wolę przestronne wrocławskie parki i ogrody. W nich, rozciągnięta na macie do jogi, radośnie witam słońce prześwitujące w czerwono – zielonych błyskach przez korony drzew i przez przymknięte powieki. Kiedy się zachmurzy – szukam słońca w korzennych przyprawach, w bogatej oliwie, w oregano z targu w Nafplionie, w kuchni greckiej, indyjskiej i libańskiej. W śpiewie i w tańcu. Nie lubię deszczu, a od zimna chce mi się płakać - to te moje połowicznie południowe korzenie.

I oczywiście trudno wymagać, żebym, będąc delikatna i krucha jak cytrynowa babeczka, była w tym duecie Blenderem – całe to gadanie o rozmiarówce to, Moja Droga, nieudolnie maskowana zazdrość. A że oprócz tej kruchości jestem twarda jak źle przyrządzona wołowina, dalsza dyskusja w tym temacie jest bezcelowa.

Chyba nikogo już nie zdziwi - przy kuchence merda ogonem Pan Wielorasowy aka Milczący Świadek i Koneser tych mniej udanych z naszych kulinarnych prób.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz